Bardzo czarna dziura

(Esensja nr 2(V)/2001)

 

 

Najwyższy spośród ministrów, pierwszy spośród wszystkich najpotężniejszych przemierzał nerwowo korytarze. Gdyby nie to, że budulec był trwały, wydeptałby w podłodze małą kotlinę. Człowiek, przed którym drżeli władcy sąsiednich światów, dreptał nerwowo, stanąwszy przed problemem, który przerastał nawet jego. Największym zmartwieniem pierwszego wezyra Imperium Dwunastu Planet, było to, że miał królową.

Nie była specjalnie kłopotliwa. Nie próbowała rządzić, nie interesowała jej polityka, nie znosiła narad. Prawdę mówiąc, w ogóle jej nie było. To znaczy nie było jej w pałacu. Gdzieś indziej z pewnością była. Wezyr mógł przyjąć z bardzo dużym prawdopodobieństwem, że znajduje się na pokładzie statku pirackiego „Pirania”, przebywającego obecnie w sąsiedniej galaktyce. Bardzo prawdopodobne było również, że w tej chwili dokonuje abordażu, rabuje, morduje albo upija się do nieprzytomności w towarzystwie innych piratów. Istniało również małe prawdopodobieństwo, że zgodnie ze swoją funkcją głównego mechanika akurat coś naprawia, ale wezyr znał swoją królową i wiedział, że to naprawdę mało prawdopodobne.

W ciągu ostatnich dziesięcioleci Imperium przechodziło burzliwe zmiany wewnętrzne. Rządząca dynastia, dla bezpieczeństwa, starała się, żeby co najmniej trzy sztuki potencjalnych następców tronu znajdowały się w bezpiecznych kryjówkach. Miejsce pobytu nie zawsze było szczęśliwie dobrane i w rezultacie jeden z książąt splamił honor rodziny dołączając do pokojowego, demokratycznego Zjednoczenia Planet, inny uciekł z dworu do pustelni na opuszczonej planecie, doszło do kilku mezaliansów, a obecna królowa, wychowywana między innymi w siedzibie mrocznej sekty zabójców, w tawernach portowych, w szkole inżynierów i w tajemniczych świątyniach, przyłączyła się jednej z pirackich band. Kiedy zamieszki ucichły i należało powitać nowego władcę, okazało się, że tylko ona jest w zasięgu. Wezwana przyszła królowa przybyła, została ukoronowana, na bankiecie piła do piątej nad ranem, a potem wylała sobie na głowę wiadro zimnej wody i powiedziała:

– Wy tu sobie rządźcie, ja się jadę zabawić – i odleciała na pokładzie pirackiego statku.

Oczywiście, czasami wracała. Zwykle trzeba ją było przekonywać, bo uważała, że najgorsze doki są lepsze od wygodnej i śmiertelnie nudnej planety–stolicy Imperium. Zazwyczaj starała się przebywać co najmniej dwie galaktyki od niej.

Wezyr wcisnął przyciski na panelu komunikatora międzyplanetarnego. Miał nadzieję, że królowa będzie w zasięgu. Wysyłanie posłańców było bardzo czasochłonne, tym bardziej, że dopiero trzeci albo czwarty docierał do celu, a poprzedni ulegali przykrym wypadkom, nierzadko spowodowanym przez piratów z „Piranii”, którzy wyznawali zasadę „najpierw wystrzel parę rakiet, a jak coś / ktoś zostanie, to porozmawiajcie o pogodzie”.

Przez chwilę w paśmie komunikacyjnym panowała cisza, a potem ekran włączył się i pokazał twarz jasnowłosego mężczyzny z przepaską na lewym oku. Z tyłu stał drugi mężczyzna, w mundurze gwardii jednego z sąsiednich królestw i walił jednookiego w głowę czymś, co wyglądało na oderwaną poręcz fotela.

– Witam – rzekł wezyr. – Moje serce raduje się, a… – rozpoczął oficjalne powitanie.

– Dobra, auu! Dobra, znamy to – przerwał mu niezbyt przytomnie jasnowłosy, próbując bezskutecznie uniknąć uderzeń przeciwnika. – Słuchaj mamy akurat drobną bitwę, mógłbyś… AUU! ..skontaktować się później? – pod ciosami obsunął się z panelu komunikacyjnego.

Tymczasem przez widocznych w tle walczących przebiła się niczym galeon na pełnych żaglach potężna postać. Wezyr rozpoznał Murianę, opiekunkę królowej. Dziecię królewskiej krwi nie powinno samo przebywać poza pałacem, dlatego z każdym ewentualnym następcą, odsyłanym w bezpieczne miejsce posyłano zaufanego wychowawcę. Przez wszystkie lata spędzone z królową Murianie udało się nauczyć ją dwóch rodzajów haftów, jednego poematu i grania na harfie. Królowa korzystała tylko z tej ostatniej umiejętności, akompaniując pijackim przyśpiewkom.

Muriana przebiła się przez walczących, obrzucając ich zdegustowanymi spojrzeniami i dotarła przed ekran komunikatora.

– Moje serce raduje się, a myśli moje biegną ku dawno nie widzianemu – wyrecytowała odpychając dwóch zmagających się zapaśników.

– Moje serce wita cię, a myśli wspominają twą zacność – odparł wezyr.

– Przepełnia mnie duma z odwiedzin tak wspaniałego gościa – Muriana wykonała pełen szacunku ukłon, przydeptując jednocześnie jakiegoś gwardzistę.

– Przepełnia mnie szacunek do wspaniałego domu w którym goszczę – jakiś pobity pirat przetoczył się przed ekranem.

– Mów więc, o przeczcigodny – Muriana zrzuciła pirata z panela komunikatora.

– Me serce zabrzmi radością, gdy oczy me ujrzą mą boską panią, władczynię imperium.

– Przekażę jej, o czcigodny – Muriana odwróciła się od panela w stronę tłumu walczących. – Milady! – wrzasnęła, przekrzykując wrzawę. – Czcigodny wielki wezyr pragnie byś ucieszyła jego serce i udzieliła mu zaszczytu rozmowy z…

– Dobra, słyszałam – obok Muriany pojawiła się druga postać, o dwie trzecie od niej szczuplejsza.

Wezyr skłonił się głęboko.

– Moje serce raduje się, a…

– Tak, wiem – królowa wcisnęła się pomiędzy Murianę a panel. – Po prostu mów czego chcesz.

Wezyr podniósł głowę. Na ekranie widział twarz królowej i Murianę odpychającą walczących, którzy mogliby przeszkadzać w rozmowie. Królowa miała duże oczy i ciemne włosy, przycięte krótko i splecione w przylegające do głowy warkoczyki. Na policzku, tuż przed lewym uchem widniała podłużna blizna, biegnąca w dół po szyi. Kilka kolejnych, krótszych blizn miała na ramionach. Ubrana była, jak zwykle, w pobrudzone spodnie i czarną tunikę przepasaną żelaznym pasem. Wyjątkowo miała na tym powyginaną kolczugę. W jednej dłoni trzymała paralizator, w drugiej tradycyjny wygięty miecz. Nie wyglądała na imperatorkę dwudziestu planet.

– Pani, nasi sąsiedzi, Unia Talaidzka…

– To ci z uchem na czubku głowy? – przerwała królowa.

– Tak, pani. Od wielu lat toczą wojnę ze Związkiem Trzech Księżyców…

– To ci nudziarze… – westchnęła królowa. – Napadliśmy ich transport ze dwa tygodnie temu. Najpierw chcieli negocjować pokój, a potem zwalili na nas ze cztery niszczyciele. Rozwalili nam lewy silnik. Przez trzy dni grzebałam w przewodach, żeby go uaktywnić!

– Twa cierpliwość jest godna najwyższych pochwał – powiedział wezyr. – Ostatnio obie strony postanowiły zawrzeć rozejm i zwróciły się do nas, jako ze słyniemy ze swojej neutralności…

– A słyniemy? – zdziwiła się królowa.

– Tak, pani. Od dwustu lat Imperium nie było zaangażowane w żaden konflikt – wyjaśnił cierpliwie wezyr.

– Chwileczkę, a ta sprawa z…

– Mówiłem o angażowaniu się oficjalnie. Dochodząc do sedna, obie strony spotkają się u nas za trzy dni i obyczaj nakazuje, abyś ty, pani, jako imperatorka Dwudziestu Planet, powitała ich i oficjalnie rozpoczęła negocjację.

– Muszę? – jęknęła królowa.

– To potrwa tylko jeden, góra dwa dni – powiedział zachęcająco wezyr. – Potem wasza wysokość może wrócić do … innych spraw.

– Niech będzie. Już lecę – królowa wyłączyła komunikator, potem rozejrzała się po mostku. – Kapitanie – krzyknęła w stronę kilku gwardzistów zwalających się na kogoś. – Biorę urlop!

Gwardziści oderwali się od podłogi i polecieli w różne strony, odsłaniając barczystego mężczyznę.

– A silnik?

– Skończę, jak wrócę. Za tydzień – obiecała królowa. – Nianiu, bagaże!

Muriana przemieściła się do wyjścia, zadeptując przy okazji parę osób. Królowa podążyła za nią, wciskając po drodze miecz i paralizator jakiemuś piratowi.

Muriana zabrała z komnat kufer, który niosła bez zbytniego wysiłku. Królowa nie potrzebowała wielu rzeczy, co bardzo ułatwiało szybkie podróżowanie. Opiekunka rozsiadła się w wahadłowcu w miarę wygodnie, co znacznie utrudniał rozmiar fotela, wyraźnie nieprzystosowany do jej rozmiaru.

– Ruszamy, panienko?

– Tak, nianiu. Zrobimy skok w nadprzestrzeń, wyhamujemy przed mgławicą, ominiemy deszcz meteorytów, potem znowu nadprzestrzeń i za godzinę jesteśmy w granicach imperium.

– Spodziewam się, że będzie nas oczekiwał królewski statek, jak zawsze – powiedziała Muriana.

– Też się tego obawiam – mruknęła królowa.

Pół godziny później Muriana oderwała się obrusa, na którym haftowała emblematy piratów i spojrzała na mgławicę, przed którą statek wyszedł z nadprzestrzeni. Królowa spojrzała na radar.

– Niech to kosmiczne diabły pochłoną! Nemidzki niszczyciel! Pewnie szuka tego transportu, na który napadliśmy trzy godziny temu.

– Uważam, panienko, że należało by zejść im z oczu – zasugerowała Muriana.

– Ciekawe jak, jeśli już nas zauważyli. Trzymaj się nianiu, musimy przelecieć przez mgławicę.

– Świetny pomysł, panienko. Tam nas nie znajdą.

– Miejmy nadzieję, że my się znajdziemy – powiedziała królowa. – Radar nie działa w mgławicach, ale im zajmie trochę czasu ominięcie jej.

– Wygląda, panienko, jakbyśmy płynęły przez gęste mleko.

– Nie znoszę mleka – odparła królowa. – Mam tylko nadzieję, ze w nic nie uderzymy. Radary w ogóle nie działają.

Statek floty Zjednoczenia Planet zatrząsł się gwałtownie. Kapitan Robert Jones wpadł na mostek.

– Co się stało?

– Wygląda na to, kapitanie, że z mgławicy wyleciał jakiś statek i wpadł prosto na nas – powiedział pierwszy oficer Movik. – Wbił się w ładownię. Nie mamy rannych, posłałem ludzi, żeby sprawdzili, co z załogą wahadłowca.

– Kto lata przez mgławicę? Przecież tam nie działają radary – zastanowił się kapitan. – Pójdę do ładowni. Chcę to zobaczyć na własne oczy.

W ładowni zebrał się już zespół techników. Na widok kapitana stanęli na baczność.

– Spocznij. Co się właściwie stało?

– Wbił się, kapitanie – powiedział technik.

– Ładnie się wbił – dodał drugi. – Prawie nic nie zniszczył.

– A załoga?

– Pilota zabrali do ambulatorium. Jest lekko ranna – wyjaśnił oficer zaopatrzeniowy.

– To chyba piraci – powiedział technik podnosząc z podłogi czarny kawałek materiału z niedokończoną, haftowaną czaszką i piszczelami. – To wyjaśnia, kto porwał się na przelot przez mgławicę. Ciekawy jestem dlaczego…

– Nie dowiesz się ode mnie nic! – rozległ się tubalny głos i z głębi wahadłowca wypłynął ogromny, odziany w błękitną szatę i nakrycie głowy, a do tego jeszcze spowity welonem galeon, ciągnąc za sobą kufer. – Będę milczeć, dowodząc tym samym chwały… – spomiędzy zwojów welonu wyjrzała pucułowata twarzyczka z rumieńcami. – Nie dowiecie się czego chciały – stwierdziła mściwie. – Nie nabierzecie mnie na swoje sztuczki. A teraz życzę sobie zobaczyć się z moją… Z pilotem. – galeon wypłynął spomiędzy szczątków kadłuba i złapał jednego z techników za ramię. – Prowadź, młodzieńcze.

Technik rzucił przerażone spojrzenie kapitanowi. Ten skinął głową.

– Proszę zaprowadzić hmm… panią do ambulatorium.

– Tak jest, sir.

Na „Piranii” świętowano właśnie zwycięstwo. Jeden z piratów, mający tylko jedno oko i porządnie zabandażowaną głowę, szperał właśnie po mostku w poszukiwaniu ostatniej butelki nemidzkiego wina. Jego uwagę zwrócił migający ekran. Przeczytał wiadomość, przeczytał ją

drugi raz i wytrzeźwiał.

– Kapitaaaanie!!!! – wrzasnął.

Na pokładzie królewskiego statku Imperium Dwudziestu Planet minister wszedł do gabinetu wezyra.

– O wielki wezyrze – minister skłonił się nisko. – Wybacz, o przeczcigodny, moje najście, ale nadeszły niepokojące nowiny. W sąsiedniej galaktyce nemidzki niszczyciel ścigał wahadłowiec piratów, który wleciał w mgławicę.

– Królowa?

– Być może, przeczcigodny.

– Wyleciała z mgławicy?

– O ile nam wiadomo, miało miejsce jakieś zderzenie.

– Natychmiast tam się udamy – zdecydował wezyr.

– Mój wahadłowiec?! – ryknął kapitan „Piranii”.

– Ten którym poleciały Rissa i Muriana – przytaknął jednooki. – Wysłał sygnał natychmiast po zderzeniu. Wpadły prawdopodobnie na statek Zjednoczenia.

– Żadne zjednoczenie nie będzie przetrzymywać mojego wahadłowca i mojego mechanika! Lecimy tam!

Kapitan Jones wrócił na mostek.

– Jakieś wiadomości z ambulatorium?

– Na razie żadnych, kapitanie, ale pojawił się niszczyciel nemidzki i wywołuje nas – powiedział oficer.

– Odpowiedzieć.

Na ekranie pojawiła się brązowo zielona twarz kapitana Nemidów.

– W imię naszych dobrych stosunków ze Zjednoczeniem żądam natychmiastowego wydania nam członka załogi piratów w celu osądzenia go i skazania – wyburczał.

– Rozumie pan, kapitanie, że muszę skontaktować się z radą Zjednoczenia – odparł kapitan Jones.

– Pozostaniemy tu czekając. Bez odbioru – twarz Nemida zniknęła z ekranu.

– Kapitanie – odezwał się oficer. – Pojawił się następny statek. Też nas wywołują.

– Odpowiedzieć.

Na ekranie pojawił się barczysty mężczyzna z kilkudniowym zarostem i przydługimi włosami.

– Mówi kapitan Cul z „Piranii” – wychrypiał. – Domagam się natychmiastowego wydania mojego mechanika albo tak wam silniki poprzetrącam… – ktoś potrząsnął go za ramię.

– Kapitanie – rozległ się doskonale słyszalny na kanale komunikacyjnym szept. – Oni mają przewagę uzbrojenia.

– To poprawimy nasze uzbrojenie! – ryknął Cul.

– Ale oni mają naszego mechanika…

Kapitan piratów skrzywił się i popatrzył z niechęcią na kapitana Jonesa.

– Jeszcze się odezwę – zagroził i wyłączył przekaz.

– Kapitanie – powiedział oficer. – Pojawił się trzeci statek i…

– Odpowiedzieć – powiedział zrezygnowany kapitan.

Na ekranie pojawił się ubrany odświętnie brodaty starzec. Skłonił się.

– Moje serce raduje się, a myśli biegną ku dotąd niewidzianemu. Jestem wielki wezyr Ar′chat z Imperium Dwudziestu Planet. Jak rozumiem, w skutek tragicznej pomyłki na wasz pokład dostała się nasza boska królowa i jest przetrzymywana wbrew swej woli. Nalegamy na jej rychłe uwolnienie, w przeciwnym razie będziemy zmuszeni reagować. Pozostawiam wam czas na skontaktowanie się ze zwierzchnikami. Pozostaniemy w pobliżu – skłonił się jeszcze raz i przekaz zakończono.

Kapitan patrzył przez chwilę na ciemny ekran.

– I pomyśleć, że mieliśmy tylko przetestować nowy napęd – mruknął.

– Kapitanie – rozległ się w komunikatorze głos lekarza. – Pilot wahadłowca odzyskała przytomność.

– Już idę – Jones ruszył w kierunku windy.

Pierwszym, co rzucało się w oczy po wejściu do ambulatorium, była ogromna, pucułowata kobieta w błękicie, która siedziała na kufrze ustawionym na środku pomieszczenia i haftowała czarną flagę. Na leżance siedziała jej znacznie drobniejsza towarzyszka, obrzucająca otoczenie niezbyt przyjaznymi i całkowicie nieprzytomnymi spojrzeniami.

Kapitan zatrzymał się przed nimi.

– Jestem kapitan Robert Jones z floty Zjednoczonych Planet. Znajdujecie się panie obecnie na pokładzie mojego statku „Odkrywca”. Trafiłyście tu w dość nietypowy sposób zaledwie niecałą godzinę temu, a już wydania was domagają się dowódcy trzech statków. Jeden chce aresztować niebezpiecznego pirata, drugi odzyskać mechanika, a trzeci swoją królową.

Kobieta na leżance podniosła głowę.

– Już? – zdziwiła się niechętnie. – Można by pomyśleć, że te sępy zaczekają chociaż, aż odzyskam przytomność.

– Zakładam więc, że chodzi im o panią – zwrócił się do niej kapitan.

– Panienko – rozległ się przenikliwy szept galeonu. – Jeśli to są wrogowie, to nie należy się do nich odzywać. Jeśli nie są, to należało by się przedstawić.

Kobieta zastanowiła się chwilę. Błękitny galeon obserwował ją w napięciu.

– Przedstawiamy się – zdecydowała.

Galeon poderwał się rączo.

– Moje serce raduje się, a…

– Nie tak – przerwała jej niecierpliwie pilot. – Po prostu się przedstawiamy – galeon usiadł z powrotem, burcząc coś pod nosem. – Gdzie jesteśmy? – zapytała kapitana.

– To ma wpływ na to kim pani jest?

– I to jaki. Więc gdzie?

– Dokładnie na granicy Strefy Nemidu i Imperium Dwudziestu Planet.

– Świetnie. W takim razie jestem Rissa, główny mechanik na niezależnym statku „Pirania” i … – podrapała się w głowę. – Jak to szło?

– Boska królowa, imperatorka Dwudziestu Planet… – podpowiedział galeon.

– No właśnie.

– … i uwielbiana pani swojego ludu.

– To też? – zdziwiła się królowa. – A zresztą nieważne. A to jest Muriana, moja niania.

Galeon powstał z godnością.

– Muriana Da′tnk, córka rodu R′tch′ma, pierwsza opiekunka…

– Wystarczy Muriana – przerwała Rissa.

– Jak rozkażesz, milady – dwórka usiadła na kufrze.

– Królowa imperium jest jednocześnie mechanikiem na pirackim statku? – powiedział z powątpiewaniem doktor.

– Czy ja cię pytam, co robisz po godzinach pracy? – zauważyła kąśliwie królowa. – Nie macie wina?

– To okręt wojskowy, nie tawerna – burknął doktor.

– I wszyscy tego żałujemy. Naprawdę nie ma ani kropelki?

– Szczerze mówiąc, milady… – Muriana wstała i podniosła wieko kufra.

Obwody dział „Piranii” przypominały pajęczynę, utkaną przez nietrzeźwego pająka. Zresztą na tym statku nie uchowałby się żaden trzeźwy pająk. Pirat patrzył na nie smętnie swoim jedynym, prawym okiem. Nad głową stał mu kapitan i irytował się.

– Nie możesz tego po prostu naprawić?

– Jak? – jęknął Yol. – Jestem nawigatorem, nie mechanikiem.

– Ale chyba widziałeś, jak Rissa to robi.

Yol zastanowił się chwilę.

– Widziałem.

– I wyglądało to na coś trudnego?

– No, właściwie nie. Najpierw piła jedną butelkę alkoholu, potem drugą, a potem brała narzędzia, zaczynała śpiewać retyńską piosenkę o suśle i szła naprawić to, co było do naprawienia.

– Tak robiła? – kapitan zmarszczył brwi.

– Zawsze.

– A zanim wypiła te dwie butelki?

– To nie odróżniała śrubokręta od śruby.

– I pomyśleć, ze ta kupa złomu jeszcze trzyma się razem…

Wielki wezyr stał przed ekranem na którym było widać pozostałe trzy statki i patrzył na nie zdegustowany.

– Wiadomo już, czego tamci chcą?

– Tak, przeczcigodny – minister skłonił się nisko. – Kapitan statku o nazwie „Pirania” odczuwa jako ujmę na swoim honorze to, że przetrzymują jego mechanika.

– Tak powiedział? – wezyr zmarszczył brwi. Wiedział co nieco o Culu, miał nawet przyjemność, czy raczej wątpliwą przyjemność, rozmawiać z nim.

– Dokładniej rzecz biorąc… – minister zaczął wyłamywać sobie palce – powiedział „żadne poprzekręcane mięczaki w piżamach nie będą demoralizować mojego mechanika”.

– W piżamach?

– Sądzę, iż miał na myśli mundury, przeczcigodny.

– Aha. A ten drugi statek?

– To Nemidzi. Twierdzą, że na pokładzie statku Zjednoczenia jest ścigany przez nich pirat.

– Królowa – stwierdził wezyr.

– Tak, przeczcigodny. Jeśli wolno mi zauważyć – minister zaczął się pocić – jestem pewien, że po wyjaśnieniu sytuacji, w imię dobrych stosunków Nemidzi odstąpią od tych żądań.

– Bez wątpienia. A jak myślisz, jaką reakcję wywoła wiadomość, że boska królowa, imperatorka Dwudziestu Planet, uwielbiana pani swojego ludu, zupełnie nie interesuje się swoim imperium i swoim ludem, za to chętnie zapija się do nieprzytomności w towarzystwie najgorszych męt kosmosu i notorycznie napada wraz z załogą piratów na statki na terenach należących do naszych czcigodnych sąsiadów?

Minister zrobił zeza, patrząc na kropelką potu, która właśnie zatrzymała się na czubku jego nosa.

– Byliby… hmmm… zdziwieni, o przeczcigodny?

– Nie życzę sobie wiedzieć, jacy by byli – powiedział stanowczo wezyr. – Prędzej wywołam wojnę, niż pozwolę, żeby ktokolwiek dowiedział się, kim jest królowa.

– Przecigodny…

– Czego jeszcze chcesz?!

– A co będzie, jeśli królowa im powie?

Wezyr dostał dreszczy.

Doktor bezskutecznie próbował odebrać Rissie butelkę. Z której strony nie próbował do niej podejść, zawsze natykał się na Murianę, blokującą przejście.

– Pacjentka nie powinna pić alkoholu – jęknął desperacko.

– Boska królowa wie, czego jej potrzeba, lepiej od jakiegoś konowała – oznajmiła niewzruszona dwórka.

Rissa nie zwracała uwagi na żadne z nich, tylko jednym haustem opróżniła bukłak.

– W końcu zaczynam czuć się normalnie – zerknęła na kapitana, pogrążonego we własnych myślach. – I co?

Spojrzał na nią wyrwany z zadumy.

– Z czym?

– Z nami. Trzy statki żądają wydania nas. Który nas dostanie?

– Na razie żaden. Muszę skontaktować się z radą Zjednoczenia. Chwilowo pozostaną panie na pokładzie „Odkrywcy”. Każę przydzielić wam kajuty.

– Do boskiej królowej, imperatorki Dwudziestu Planet, uwielbianej pani swego ludu nie należy mówić w ten sposób – powiedziała mentorskim tonem Muriana. – Do boskiej królowej, imperatorki Dwudziestu planet, uwielbianej pani swego ludu należy zwracać się…

– Rissa – zakończyła królowa. – To powinno wystarczyć. Gdzie ta kajuta?

Minister nerwowo dreptał po gabinecie wezyra. Ar′chat siedział za stołem z głową wspartą na dłoniach. Przed nim stał sekretarz, wyposażony w czytnik i pliki informacyjne.

– Przedstawiciele Unii Talaidzkiej właśnie wyruszyli – poinformował sekretarz. – Delegacja Związku Trzech Księżyców jest w drodze od dwóch dni.

Minister zatrzymał się.

– Może odłożyć negocjacje? – zasugerował rozpaczliwie. – Albo ogłosić ciężką chorobę królowej?

– Wykluczone – wezyr pokręcił głową. – Nie będzie już tak sprzyjającego momentu.

– Ale królowa jest tam – minister machną ręką w stronę, gdzie znajdował się „Odkrywca” – a stolica tam – machnął ręką w przeciwną stronę.

– A my jesteśmy tu – powiedział z namysłem wezyr. Podniósł głowę i spojrzał na sekretarza. – Poinformujcie Zjednoczenie, że w imię polepszenia stosunków dyplomatycznych…

– Nie mamy z nimi stosunków dyplomatycznych – minister zamrugał ze zgrozą. – Oni są demokratyczni!!!!

– Jak mówiłem – ciągnął wezyr – w imię poprawy naszych stosunków dyplomatycznych ze Zjednoczeniem, korzystając z obecności w pobliżu frachtowca „Odkrywca”, proponujemy im udział, dość bierny rzecz jasna, w nadzorowanych przez nas negocjacjach. Przekaż stronom negocjującym, że w imię naszej bezstronności zdecydowaliśmy się prowadzić negocjacje w przestrzeni, która zapewni nam konieczny spokój i w obecności przedstawicieli Zjednoczenia – wezyr westchnął z satysfakcją. – To wszystko. Możesz odejść.

Ogromnego kufra Muriana pilnowała jak oka w głowie, nie pozwalając nieść go żadnemu z członków załogi. Osobiście postawiła go na środku przestronnego pomieszczenia. Królowa rozejrzała się po kajucie.

– Całkiem przytulnie. Zaczyna mi się tu podobać.

– Przed drzwiami stoją straże – stwierdziła Muriana.

– Zauważyłam. Ale nie wygląda na to, żeby zamierzali nam przeszkadzać.

– W czym, milady? Czy planujesz ucieczkę? Czy masz zamiar porwać ten statek i rzucić wyzwanie Zjednoczonym Planetom? Czy zapiszesz swe imię w dumnej historii Imperium jako ta…

– Na razie, nianiu, to ja się muszę wyspać.

– Mogłabyś jednak, o boska królowo, chociaż dokonać drobnego sabotażu, by zrozumieli, że nawet słabe i odurzone nie zamierzamy czekać biernie na ślepy los i ich łaskę!

– Mogłabym? – Rissa spojrzała na nią z bólem.

– Tak, milady.

– I nie zamierzamy?

– Nie, milady.

– A masz jeszcze jedną butelkę wina?

Kapitan Robert Jones od dwudziestu minut czekał na połączenie z kwaterą główną. Na ekranie uprzejmie migała wiadomość „Proszę czekać i zachować spokój. Każdy dzień może być twoim wielkim dniem!”. Obok Movik próbował zbudować domek z mifiańskich kart, które były żelazne, miały nóżki i mikromózgi, w związku z czym rozbiegły się po całej kabinie. Obecnie Movik próbował je wszystkie wyłapać, w czym pomagali mu jeszcze dwaj oficerowie.

Z ekranu zniknął napis, a pojawiła się bezpłciowa twarz sekretarki.

– Witamy w kwaterze głównej Zjednoczenia Planet. Każdy dzień może być twoim wielkim dniem. W czym mogę pomóc – wyrecytowała po kolei w trzydziestu dwóch językach.

Jones nie przerywał jej, świadomy, że doskonale wytresowane sekretarki Zjednoczenia będą powtarzać powitanie tak długo, aż będą pewne, że rozmówca na pewno zrozumiał.

– Proszę o rozmowę z ekspertem Zjednoczenia do spraw pogranicza nemidzko–imperialnego.

Sekretarka przetrawiała informacje przez trzy minuty i dwadzieścia dwie sekundy. W tym czasie któraś z kart ugryzła oficera ochrony w palec.

– Admirał B′er′ach′ta porozmawia z panem za dziesięć, dziewięć, osiem…

– One zmutowały – wykrzyknął z zachwytem nawigator. – Wybudowały sobie samodzielnie paszczęki! Co za technologia!

– …sześć, pięć…

– Do czarnej dziury z taką technologią – warknął oficer ochrony ssąc palec. – Przyniosę z maszynowni młotek i porozbijamy te małe świństwa.

– …dwa, jeden, łączę rozmowę!!!! – ryknęła sekretarka.

Na ekranie pojawiła się chuda twarz wytatuowana w czerwone róże.

– Dzień dobry – powiedział życzliwie. – Jestem admirał B′er′ach′ta. Czy mogę w czymś panu pomóc, kapitanie Jones?

– Mam nadzieję, admirale – odparł kapitan przydeptując jedną z kart. – Dwie godziny temu zderzyliśmy się z wahadłowcem. Chwilę potem skontaktowały się z nami trzy statki, żądając wydania przestępcy, mechanika i królowej. Najwyraźniej chodziło im o tę samą osobę. Pilot i pasażer zresztą to potwierdziły…

– Zapewne to Rissa Be′er′te′ach′re, o ile mogę zgadywać – uśmiechnął się admirał.

– Pan ją zna?

– Trzeba panu wiedzieć, że pochodzę z rodu imperatorów Dwudziestu Planet, chociaż odkąd wstąpiłem do Floty Zjednoczenia wykreślono mnie z kronik rodowych. Alchadeldenarissa, bo tak brzmi jej pełne imię, jest moją kuzynką.

– I piratem?

– Z punktu widzenia wezyra Ar′chata zbliża się do ideału imperatorki. Ostatnią rzeczą, jaka ją obchodzi, jest rządzenie państwem.

– Ostatnią?

– Pierwszą, o ile pamiętam, jest alkohol we wszystkich postaciach – obraz zafalował nagle i zniknął.

– Kapitanie!!!! – oficer spojrzał z przerażeniem na ekrany. – Wysiada nam napęd, a uzbrojenie zaczyna robić różne dziwne rzeczy.

– Zaatakowali nas?

– Nie. Zakłócenia powodowane są od wewnątrz. Z kabiny dwa–piętnaście–ce.

– To nasi goście – zauważył Movik wbijając młotkiem w podłogę trzy ostatnie karty.

– Oddział ochrony już tam jest, ale mówią, ze pan sam powinien to zobaczyć.

– Idziemy – Jones skinął na Movika.

Oddział ochrony stał przy wejściu do kabiny. W środku na kufrze siedziała Muriana patrząc się dumnym wzrokiem w dal, która wypadała akurat na drzwiach do łazienki. Panel ścienny był wyrwany, a przewody porwane i szczepione w dziwny sposób. Pod panelem siedziała imperatorka Dwudziestu Planet próbując ustawić na sobie trzy puste butelki i podśpiewując pod nosem coś o suśle.

– Co to ma znaczyć? – zapytał surowo kapitan.

Muriana spojrzała na niego dumnie.

– My, arystokratki imperium Dwudziestu planet nie godzimy się z jarzmem niewoli.

Kapitan spojrzał na imperatorkę, która zaczęła chichotać nad przewrócona butelką.

– Ona jest mechanikiem, tak? Zabrać ją do doktora, niech ją otrzeźwi i dowie się, co zrobiła z systemami. A arystokratkę proszę wepchnąć w wahadłowiec i wysłać na statek imperium. Nie będziemy przetrzymywać jej wbrew jej woli.

– Nie możecie – galeon poderwał się na nogi.

– I to już – rzucił na odchodnym kapitan.

W tym czasie Cul, kapitan „Piranii” wyrzucał z siebie setki wyzwisk w kierunku ekranu komunikacyjnego. Na niszczycielu nemidzkim „Baxtr” to samo robił jego kapitan Wchr.

– Ja ci pokażę ty sterto błota!!! – ryknął Cul. – Zestrzelić ich!!!

– Pożałujesz, że mnie spotkałeś – wrzasnął Wchr. – Ognia!!!

– Kapitanie, niszczyciel nemidzki i statek piracki ostrzeliwują się wzajemnie – zameldował Movik.

– Możemy ich jakoś powstrzymać?

– Nasze systemy ciągle nie działają. Jesteśmy bezsilni.

– Niech to pochłonie czarna dziura – mruknął kapitan.

Na statku imperialnym Muriana skłoniła się głęboko przed Ar′chatem.

– Moje serce raduje się, a myśli moje biegną ku dawno nie widzianemu.

Ar′chat odpowiedział ukłonem.

– Moje serce wita cię, a myśli wspominają twą zacność.

– Przepełnia mnie szacunek do wspaniałego domu w którym goszczę.

– Przepełnia mnie duma z odwiedzin tak wspaniałego gościa – Ar′chat usiadł za stołem. – Czy boska królowa ma się dobrze?

– Moja pani przebywa w stanie szoku i bez wskazówek nie jest w stanie jeszcze postępować właściwie.

– Powiedziała im? – skrzywił się wezyr.

– Demokraci nie są w stanie docenić potęgi imperatorki.

Do sali wpadł sekretarz.

– O przeczcigodny, moje serce raduje się, a myśli biegną ku przedtem nie widzianemu, statki Nemidów i piratów strzelają do siebie!!!!

Sala zatrzęsła się. Muriana straciła równowagę i padła wprost na wątłej budowy sekretarza. Wezyr spadł pod stół. Na ekranie pojawiła się twarz dowódcy.

– Moje serce raduje się, a myśli biegną ku dawno nie widzianemu, o przeczcigodny, nastąpiło wyładowanie spowodowane strzelaniną, które uszkodziło nasz statek. Uzbrojenie i napęd nie działają.

– Zastrzelcie ich!!! Precz z bagiennymi potworami! – Cul szarpał za drążek sterowniczy.

– Ekhm, kapitanie – Yol postukał go palcem w ramię. – Możesz przestać się miotać. Napęd i uzbrojenie już nie działają. I tak do niech nie strzelimy.

– Nie? – zasmucił się Cul.

– Nie – Yol pokręcił głową.

– To niesprawiedliwe! – kapitan zaczął walić pięściami w oparcia fotela. – Ja chcę zestrzelić Nemida!!! Dlaczego nie mogę sobie zestrzelić Nemida?!

– Zniszczcie ich! Zmiećcie ich z przestrzeni! Rozbijcie na atomy!!! – kapitan Wchr prawie właził na głowę swojego oficera ogniowego.

– Kapitanie, hmm – chrząknął drugi oficer. – Obawiam się, że to przekracza nasze możliwości.

Kapitan wbił w niego spojrzenie szalonych zielonych ślepek.

– Przekracza?!?! – syknął.

– Wymiana ognia uszkodziła nasze działa i system napędowy. Nie możemy nic zrobić.

– Wszystkie statki są uszkodzone? – zapytał z niedowierzaniem kapitan Jones.

– Tak, kapitanie – przyświadczył Movik. – Napęd, broń i parę innych drobniejszych systemów. Przyszedł też rozkaz z dowództwa – wskazał na ekran.

Jones wpatrzył się w wyświetlone polecenie.

– Movik – powiedział po chwili głębokiego umysłu. – Może ja mam luki w pamięci, ale kiedy uprzejmie powitaliśmy imperatorkę i w imię pokoju zaofiarowaliśmy jej gościnę i pomoc w negocjacjach?

– Uprzejmie stanęliśmy na drodze jej rozpędzonego wahadłowca i z całym szacunkiem wzięliśmy udział w zderzeniu, kapitanie – wyjaśnił Movik. – Co do pomocy, to sądzę, że planuje pan zaofiarować ją za pięć minut.

– Planuję? – westchnął kapitan. – Wywołaj statek imperium, albo nie, najpierw pójdę do imperatorki. A co z naszym statkiem?

– Poważne uszkodzenia. Zwłaszcza broń.

– Niech mechanik się tym zajmie w pierwszej kolejności – polecił kapitan.

– I tu właśnie dochodzimy do drobnego problemu – powiedział smętnie pierwszy oficer. Kapitan spojrzał na niego spode łba. – Mechanik jest, jak pan wie, Txlitem… – kapitan przytaknął, pełen najgorszych przeczuć. – … i właśnie zaczął pączkowanie. To proces niemożliwy do przewidzenia i samoistny, więc…

– Niezdolny do służby?

– Nie jest w stanie poruszyć nawet jedną nibynóżką.

– A inni?

– To nowe systemy. Reszta załogi nie jest z nimi tak dobrze obeznana i naprawy mogą się przeciągnąć.

– Dobrze. Dziękuję. Możesz sobie iść.

– A pan, kapitanie?

– Ja się chyba po prostu załamię.

– Jeśli mogę przypomnieć, miał pan zaproponować imperatorce i jej wezyrowi pomoc przy negocjacjach.

– Miałem? – zmartwił się kapitan. – To będę musiał to zrobić. Załamanie nerwowe to nie kometa, nie ucieknie.

Kapitan wszedł do ambulatorium. W drzwiach powitał go szeroko uśmiechnięty doktor.

– Można z nią już rozmawiać?

– Oczywiście. Usunąłem cały alkohol z jej krwi, a było tego naprawdę dużo. Właściwie to dziwne, że jeszcze żyła – wskazał kapitanowi drzwi do sali zabiegowej.

Na leżance siedziała imperatorka i trzymała się rękami za głowę, pojękując.

– Coś nie tak? – kapitan zatrzymał się w drzwiach.

Spomiędzy palców wyjrzało jedno oko.

– Jestem trzeźwa – jęknęła Rissa.

– Czyż to nie wspaniałe uczucie? – rozpromienił się przechodzący przez salę doktor.

– Ostatni raz byłam trzeźwa… sama już nie pamiętam kiedy!

– Zapewne przy urodzeniu – rozpromienił się doktor. – To właściwie reguła. Nikt nie rodzi się pijany.

– Ale ja nie jestem sobą!!! Ja nie bywam trzeźwa!

– Ma pani szansę odkryć prawdziwą siebie – doktor rozpromienił się bardziej.

– Właśnie to zrobiłam – jęknęła Rissa.

– I jak się pani czuje? – doktor świecił jak słoneczko.

– Jak Alchadeldenarissa Be′er′te′ach′re, boska królowa, imperatorka Dwudziestu Planet, uwielbiana pani swojego ludu. Nigdy nie czułam się gorzej – zaczęła walić głową w ścianę.

– Stan przejściowego szoku, przejdzie jej – wyjaśnił doktor w odpowiedzi na przerażone spojrzenie kapitana i wyszedł.

– Właściwie to przyszedłem tu, żeby zaofiarować pomoc… – zaczął kapitan.

Rissa przestała walić głową w ścianę.

– Wino? Rum? Płyn do czyszczenia chłodnicy? – spytała tęsknie.

– Miałem na myśli pomoc przy negocjacjach.

– Aha – zaczęła walić głową w obudowę aparatu medycznego.

– Wobec sytuacji w której wszystkie statki tu przebywające są unieruchomione…

Łup.

– … a przedstawiciele Unii Talaidzkiej i Związku Trzech Księżyców już skorygowali swój kurs…

Łup.

– … uważam, że najlepiej będzie przeprowadzić negocjacje na pokładzie „Odkrywcy"…

Łup.

– … pozostaje jeszcze problem Nemidów i piratów, którzy uszkodzili wzajemnie swoje statki…

Łup.

– …a skoro już mówimy o uszkodzeniach, to co zrobiła pani z naszym statkiem???

Imperatorka zastygła.

– Co zrobiłam???

– Uszkodziła pani nasz statek. Gdybyśmy wiedzieli, co pani właściwie zrobiła, było by nam łatwiej to naprawić.

– A zrobiłam coś? Może stopiłam przewody? – powiedziała z nadzieją Rissa.

– Użyła pani tego – kapitan wyciągnął z kieszeni trzyfunkcyjny śrubokręt. – W tym nie ma funkcji stapiania.

Imperatorka patrzyła na śrubokręt z całkowita bezmyślnością w oczach.

– Zepsułam to?

– Nie to, tylko tym zepsuła pani nasz statek.

Wzięła od niego śrubokręt, obracała go przez chwilę w dłoniach, uaktywniając przy okazji wszystkie trzy funkcje. Przecięła jakiś przewód, skaleczyła się w palec i upuściła narzędzie na podłogę.

– A co to właściwie jest?

– Jest pani mechanikiem na statku kosmicznym? Jak to możliwe, że pani nie wie jak wygląda śrubokręt.

Spojrzała na niego z urazą ssąc skaleczony palec.

– Na „Piranii” nikt mi nie żałuje alkoholu.

Na ekranie komunikacyjnym pojawiła się twarz Movika.

– Kapitanie, nawiązaliśmy łączność z wielkim wezyrem Ar′chatem.

– Przełącz do ambulatorium – poleciła imperatorka. – Jeśli można, rzecz jasna.

Kapitan skinął głową. Twarz Movika znikła z ekranu, a zastąpiła ją pomarszczona twarz wezyra.

– Moje serce raduje się, a myśli moje biegną ku dotąd nie widzianemu… – skłonił się wezyr.

– Nasze serca witają cię, a myśli wspominają twą zacność – wpadła mu w słowo Rissa. – Przepełnia mnie szacunek do wspaniałego domu w którym gościsz, a nas przepełnia duma z odwiedzin tak wspaniałego gościa. A teraz milcz i słuchaj – wezyr prawie otworzył usta ze zdumienia. – Delegacje skierujesz na statek Zjednoczenia. Sam jesteś tu potrzebny jak dziura w kadłubie. Zajmiesz się negocjacjami z dowództwem nemidzkim w sprawie prawa do osądzenia poszukiwanego przestępcy, przebywającego obecnie na „Odkrywcy”. Sądzę, że masz na pokładzie zapas wina…

– Żadnego alkoholu! – krzyknął z sąsiedniego pomieszczenia doktor. – Moi pacjenci przestrzegają diety!

– … dodasz do niego jakiś środek nasenny i wyślesz dziesięć beczek na statek Nemidów w ramach okazania sympatii – kontynuowała Rissa. – Drugie dziesięć beczek z tym samym środkiem nasennym Muriana zawiezie na „Piranię”. Masz to zrobić natychmiast. Jasne?

– Tak, milady – powiedział osłupiały wezyr.

Na ekranie pojawiła się z powrotem twarz Movika.

– Połącz mnie z „Piranią” – rozkazała imperatorka takim tonem, że przywykły do wykonywania rozkazów oficer usłuchał.

Na ekranie pojawiła się twarz jednookiego Yola.

– Rissa! – ucieszył się. – Wszystko w porządku? Słuchaj, jak się naprawia…

– Nie mam pojęcia – przerwała królowa. – Gdzie Cul?

– Nie może zestrzelić Nemidów. Wiesz, jak takie rzeczy na niego działają. Zawołać go?

– Nie, lepiej nie. Za chwilę przyjedzie do was Muriana. Z winem. Masz go nie pić, rozumiesz? Ale dopilnuj, żeby inni wypili. Jak zasną, włącz tarcze, przełącz sterowanie „Piranii” na „Odkrywcę”, zabierz Murianę do wahadłowca i przylećcie tutaj.

– Rissa, ty chyba za dużo myślisz – powiedział ostrożnie Yol. – Dobrze się czujesz?

– Wytrzeźwiałam – odparła krótko.

– O bogowie kosmosu i dziur czarnych! – jęknął pirat i rozłączył się.

Przez chwilę panowała cisza, przerywana tylko pogwizdywaniem doktora.

– Naprawdę nigdy wcześniej nie była pani trzeźwa? – zapytał kapitan.

Rissa pokręciła głową.

– Ani razu odkąd wypiłam pierwsza butelkę.

– Daje sobie pani całkiem dobrze radę jak na kogoś, kto nie przywykł do dowodzenia.

– To władza. Mam ją we krwi i nawet te hektolitry alkoholu nie zdołały jej wypłukać – uśmiechnęła się kwaśno. – Sądzę, że macie w komputerze jakieś informacje o Unii Talaidzkiej i Związku Trzech Księżyców. Jeśli pan pozwoli, skorzystam z któregoś z paneli i przygotuję się do negocjacji.

– Oczywiście. Może pani skorzystać z komputera w moim gabinecie – odparł kapitan. – Porucznik wskaże pani drogę.

– Dziękuję, kapitanie – królowa opuściła ambulatorium.

– Niesamowite, prawda? – powiedział doktor. – Przed godziną zapijaczony mechanik z statku wykolejeńców, teraz dumna królowa.

– Rzeczywiście niesamowite – przytaknął kapitan.

Doktor poklepał maszynę do oczyszczania krwi.

– Dzisiejsza medycyna czyni cuda.

– Kapitanie – odezwał się Movik. – Przybył wahadłowiec z członkiem załogi pirackiej i dwórka królowej.

– Przyprowadzić ich na mostek. Co z Nemidami?

– Nie odpowiadają na nasze sygnały. Zdaje się, że są unieszkodliwieni.

– To dobrze. A delegacje?

– Oczekujemy ich przybycia za pięć godzin. Podróż przebiega zgodnie z planem.

– Gdzie jest moja boska królowa? – na mostek wpłynął galeon zwany Murianą, ciągnąc za sobą jednookiego pirata.

– Witajcie, moje serce i tak dalej, jestem Yol – przywitał się pirat.

– Gdzie milady? – domagała się odpowiedzi Muriana.

– Przygotowuje się do negocjacji pokojowych – uprzejmie wyjaśnił Movik.

Yol i Muriana zgodnie wytrzeszczyli na niego oczy.

– To znaczy, że ona naprawdę wytrzeźwiała?

– Całkowicie. Doktor oczyścił jej krew. Nie została tam nawet kropelka alkoholu.

– O bogowie kosmosu i dziur czarnych – szepnęła nabożnie Muriana.

– Kapitanie, wzywa nas statek imperium – wtrącił się Movik.

– Odpowiedzieć.

Na ekranie pojawiła się twarz Ar′chata.

– Moje serce raduje się, a myśli biegną ku dawno nie widzianemu, czy ten statek, który nadlatuje od strony układu Dipolarnego to jeden z waszych?

– Zjednoczenie nie ma statków w układzie Dipolarnym – zdziwił się kapitan.

– To nie jest nasz statek – Movik sprawdził odczyty. – To statek bojowy Imperium Bwigenian.

– Zdaje się, ze trzy tygodnie temu rozwaliliśmy ich transporter – jęknął Yol.

– Nasz imperium nie utrzymuje kontaktów z tymi barbarzyńcami – oznajmił z godnością wezyr.

– Czy to nie ci, którzy na ostatniej radzie Zjednoczenia nazwali nas bandą głupców i słabeuszy, którzy zasługują tylko na to, żeby rozmieść ich na miliatomy, przenicować na drugą stronę, a potem przeżuć i wypluć nasze serca? – zainteresował się oficer ochrony.

– Jak to miło, że jesteście na bieżąco z wydarzeniami politycznymi – powiedział słabo kapitan.

– Dziękuję, sir. Czy wpisze mi pan to do akt?

– Jesteś pewien, że nie mieli na myśli tego, żeby najpierw przeżuć serca, a potem rozwalić na miliatomy? – dopytywał się Yol. – W drugą stronę nie da się tego zrobić.

– Mogę wpisać – zgodził się kapitan. – Długo te akta nie wytrzymają, ale co tam.

– Kapitan chciał powiedzieć, że za cztery godziny będzie tu w pełni uzbrojony i wrogo nastawiony statek, a żaden z czterech statków, które tu się znajdują nie jest zdolny do obrony ani ataku – sprecyzował Movik.

– Chyba mamy problem – Yol usiadł gwałtownie.

– Nie jesteś przypadkiem mechanikiem, który zna się na nowych systemach? – zapytał bez nadziei kapitan.

Yol pokręcił głową.

– Rissa wszystko u nas naprawia. Stary czy nowy system, to dal niej bez różnicy. Ze wszystkim da sobie radę.

– Pokazałem jej śrubokręt, a ona nie wiedziała, do czego to w ogóle służy – zaprotestował kapitan.

– A ile przedtem wypiła?

– Chcesz powiedzieć – zainteresował się kapitan – że ona jest genialnym mechanikiem tylko, gdy jest pijana?

– Dwie butelki wina i naprawi wszystko, od pajacyka po ciężki krążownik.

– Bogowie kosmosu i dziur czarnych czuwają nad nami! – ucieszył się kapitan. – Upijemy ją, ona naprawi statek, my odeprzemy atak, a zanim przylecą delegacje zdążymy jeszcze oczyścić jej krew!

– Obawiam się, że to niemożliwe – odezwał się tuż za nim doktor. Kapitan aż podskoczył na swoim fotelu. – Przyszedłem na mostek i słyszałem, o czym była mowa. Nie możemy oczyścić jej krwi drugi raz.

– Jak to nie możemy?

– Zabieg oczyszczania organizmu jest bardzo skomplikowany i wyjątkowych przypadkach przeprowadza się go raz na miesiąc. Przeprowadzenie dwóch zabiegów w ciągu dwudziestu czterech godzin jest absolutnie wykluczone.

– Czyli wracamy do punktu wyjścia – westchnął kapitan. – Czy tych negocjacji nie może poprowadzić ktoś inny?

– To nie do pomyślenia – zaprotestował wezyr. – Delegacje poczułyby się urażone, w najlepszym razie powystrzelałyby się na miejscu.

– W najgorszym powystrzelałyby i nas – mruknął kapitan.

– Kapitanie – odezwał się pierwszy oficer. – Sprawa jest jasna. Albo będzie trzeźwa i poprowadzi te negocjacje, zapobiegając tym samym wojnom, zniszczeniu i innym paskudztwom, a statek, nas i dyplomatów w tym czasie rozniesie w proch pierwszy krążownik albo będzie pijana i naprawi nasz statek, nie rozbijemy się, nikt nas nie zniszczy, będziemy żywi i będziemy mogli zastanawiać się, jak zakończyć te wojny, które w międzyczasie wybuchną.

– Rozsądna analiza sytuacji – stwierdził kapitan. – Przynieście dwie butelki wina dla królowej i jeszcze jedną dla mnie.

– A gdy złapiesz re–e–eeetyńskiego susła, to najpierw odpraw gu–u–uuusła, bo każdy wie, że… – królowa z zapałem grzebała w przewodach.

Do przybycia Bwigenian została jeszcze godzina, a ona naprawiła już prawie wszystko na wszystkich czterech statkach. Kapitan siedział obok, kończył pierwszą butelkę i liczył zwrotki. Wyszło mu, że to już sto trzydziesta czwarta. Doszedł do wniosku, że nikt trzeźwy nie byłby w stanie zapamiętać tylu rzeczy, które trzeba zrobić po złapaniu retyńskiego susła. Wypił wino do dna, spojrzał przez denko butelki i wypuścił ją gwałtownie z rąk. Przed sobą widział swojego głównego mechanika Txlita w trzech miniaturowych osobach. Kapitan przetarł oczy. Nie pomogło.

– Dobrze się pan czuje, kapitanie? – zapytał Movik.

Kapitan spojrzał na niego. Oficer istniał w jednym egzemplarzu. Jones przeniósł wzrok na mechanika, który nadal istniał w trzech. Movik spojrzał w tę samą stronę.

– Zapewne ucieszy pana wiadomość, że nasz mechanik pomyślnie zakończył pączkowanie i wrócił, a raczej wrócili, do obowiązków. Zajmą się końcowymi naprawami.

Mechanik rozbiegł się w trzech różnych kierunkach.

– To dobrze – pochwalił słabo kapitan. – Chyba wrócę na mostek.

– Pirat Yol powrócił na swój statek, a dwórka królowej na statek imperium. Do przybycia delegacji zostały trzy godziny – Movik ruszył za nim.

Z korytarza za nimi dobiegał śpiew królowej.

– A gdy re–e–eetyńskiego susła masz w rę–ę–ęękach, nie czerwień się jak panienka, bo każdy wie…

– Wszystko gotowe do spotkania z wrogiem? – zapytał kapitan siadając w swoim fotelu.

– Tak, sir – zameldował drugi oficer. – Ale chwileczkę… Wahadłowiec, którym przybyła królowa wystartował i leci w kierunku mgławicy! Statki Nemidów, piratów i imperium podążają za nim!

– Królowa! – wrzasnął wpatrzony w ekran wezyr. – Gońcie królową!

– A nie mówiłem! – wydarł się Cul. – Przez tych mięczaków w piżamach wytrzeźwiała i jakie są skutki? Mój mechanik zwariował!!! Lećcie za nią!

– Łapcie przestępcę!!! – krzyczał kapitan Nemidów. – Przestępca nie może ujść nemidzkiemu pazurowi sprawiedliwości!!! Łapcie ten statek!!!

– Za nimi! – rozkazał kapitan.

– To jeszcze nie wszystko – jęknął oficer. – Delegacje Unii Talaidzkiej i Związku Trzech Księżyców przysłały wiadomości, że uważają przeniesienie negocjacji do bazy Zjednoczenia w układzie Polota i przekazanie Zjednoczeniu funkcji głównego negocjatora za bardzo trafną decyzję. A z maszynowni przysłali informację, że wysiadł nam napęd i nie możemy ich ścigać.

– Nie wysiadł, tylko ma drobną usterkę. Ten wasz mechanik, ile by go nie było, poradzi sobie z tym w pięć minut – powiedział królowa wchodząc na mostek.

– Nie było pani na statku? – zdumiał się Movik.

– Słyszałeś kiedyś o autopilocie? Spodobało mi się tu, postanowiłam zostać z wami i zaciągnąć się do floty Zjednoczenia.

– Jesteś pijana? – wykrzyknął ze zgrozą kapitan.

– Już nie – odparła uprzejmie królowa. – Trzeźwa jeszcze też nie jestem. Zresztą ani pijana ani trzeźwa nie wpadłabym na taki pomysł. Ale w stanie, w jakim teraz się znajduję, wydaje mi się to całkiem logiczne. Powinieneś się cieszyć – zwróciła uwagę kapitanowi. – Dostajesz genialnego mechanika i urodzonego dyplomatę w jednej osobie. Służbę mogą zacząć od jutra. Teraz idę spać – opuściła mostek.

– Napęd już działa, kapitanie – poinformował Movik. – Co teraz?

– Wynosimy się stąd, zanim przylecą Bwigenianie. A potem wyślij do wezyra Ar′chata wiadomość, że kiedy znowu będzie potrzebował swojej królowej, to musi skontaktować się z centralą Zjednoczenia.

– A piraci i Nemidzi?

– Dadzą sobie radę bez niej. Miejmy nadzieję, że w mgławicy nie zderzą się ze sobą. To chyba nie wyszłoby im na zdrowie.

 

0 comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *